Let it be bleu

Trzeci tydzień stycznia jak zwykle od paru lat zaczął się Blue Monday, a raczej negacją tego zjawiska, bo w mojej bańce internetowej są sami światli ludzie, którzy wiedzą, że jest to chwyt marketingowy, wymyślony całkiem niedawno, żeby skłonić ludzi do zakupów. Zaprzeczenie socjalmediowe odbywa się racjonalnie, jest umotywowane źródłem i historią medialną, podważa wszelkie składniki słynnego równania, według którego powinniśmy w tym roku być smutni i zrezygnowani właśnie 17 stycznia. Niestraszne instagramowym profilom, które obserwuję, amerykańskie chwyty PR i wymyślone święta (jak gdyby wszystkie nie były wymyślone). W Blue Monday nie ma żadnych powodów do smutku! Nie ma co się mazać.

A ja w tym wszystkim czuję się jak słynny bohater wywiadu „Będę grał w grę.” „Jaką?” „Blue Monday”. Bo czemu ktoś mi  ma zabronić się smucić? Czemu zrezygnować z dnia, który zachęca do wyrażania smutku? Zapewne te wszystkie omnimądre profile przed Walentynkami wykażą niezaprzeczalny związek 14 lutego z chorobami psychicznymi i tym bardziej zaśmieję się po cichu, i będę chciała zapalić świece, i patrzeć sobie w oczy – bo czemu nie?

Jakie świeckie święta zachęcają nas do namysłu i skupienia? Zadając to pytanie, nie chcę tu nic nikomu udowodnić, pytam szczerze. Kiedy świętuje się smutek, żałobę, ból? Boże Narodzenie nałożono na święto słońca, święto światła. Nic w tym dziwnego, nie poddaję w wątpliwość procesów religijnych, które zaszły przy chrystianizacji, ale co XX wiek z tego wykoncypował? Skromne święto przemieniono w paradę konsumpcji. W tym roku M. zwrócił mi uwagę, że współczesnego świętego Mikołaja wykreowała Coca-Cola na potrzeby reklamowe. Co więc świętujemy? Zwycięstwo Coca-Coli nad innymi koncernami. I to wszystko połykamy jak foczka sardynkę. Argumentujemy, że ateiści też sobie mogą poświętować, bo czemu nie? Świecące drzewo i prezenty do nikogo nie należą (a już z pewnością nie do katolików).

Ale jeśli przychodzi święto smutku, to coś sobie musimy wyjaśnić. Nie jest przecież w porządku, w naszym progresywnym świecie, żeby być smutnym. Kto to widział? Niech pójdzie na jogę. Niech medytuje. Niech idzie na terapię i przestanie zadręczać społeczeństwo własnym niezadowoleniem. Przecież my tu wszyscy staramy się jakoś żyć. Mimo polityki, skromnej pensji, rosnących cen, szalejącej zarazy. Niepotrzebny nam smutek.

Adaptuję więc Blue Monday do własnego kalendarza, mimo wszystkich jego wad. Będę wtedy patrzeć na szarzyznę za oknem i kląć na politykę, siedzieć w starych dresach i oglądać seriale, które już widziałam. Niech będzie smutek. Niech będzie oddech. Niech będę ja.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments